Fragment meczu Polska - Brazylia Widoczni: Władysław
Szczepaniak (w środku),
Leonidas da Silva (z lewej) i Edward Madejski (z
prawej).
W okresie międzywojennym nie byliśmy futbolową potęgą. Jednak kilka spotkań z tamtego czasu przeszło do legendy polskiej piłki. Bodaj najsłynniejszym okazał się mecz naszej drużyny narodowej z Brazylią w w 1/8 Mistrzostw Świata we Francji (1938 r.).
Był to polski debiut na Mudialu. Rozpoczął się 5 czerwca 1938 roku o godz. 17.30 na stadionie Stade de la Meinau w Strasburgu. Polacy wystąpili w składzie: Edward Madejski (bramkarz), Władysław Szczepaniak, Antoni Gałecki (obrona), Wilhelm Góra, Erwin Nyc, Ewald Dytko (pomoc), Ryszard Piec, Leonard Piątek, Fryderyk Scherfke, Ernest Wilimowski, Gerard Wodarz (napastnicy). Brazylijską drużynę tworzyli: Batatais (bramkarz), Domingos da Guia, Machado (obrona), Afonsinho, Martim, Zeze Procopio (pomoc), Herkules, Peracio, Leonidas, Romeu, Lopes (napastnicy). Trenerem polskiej drużyny był Józef Kałuża, a brazylijskiej Adhemar Pimenta.
Początek meczu toczył się pod dyktando Brazylijczyków. Jak pisał polski komentator „Start Brazylijczyków był tak mocny, że beznadziejnym wydawał się wszelki wysiłek”. Pierwszą bramkę w 18 minucie strzelił dla Brazylii Leonidas. Pięć minut Batatais sfaulował na własnym polu karnym Wilimowskiego, i sędzia zarządził rzut karny. Wykonał go Scherfke wyrównując w ten sposób na 1:1. Do przerwy jeszcze dwie bramki zdobyli Romeu i Peracio. Na początku drugiej połowy Polacy grali defensywnie, ale szybko zmienili taktykę ze znakomitym rezultatem. W 53 minucie kolejnego gola strzelił Wilimowski, który następną bramką w 59 minucie wyrównał na 3:3. W 71 minucie polskiego bramkarza pokonał Peracio. Kiedy wydawało się, że zwycięstwo Brazylijczyków jest przesądzone Wilimowski strzelił swojego trzeciego gola doprowadzając do dogrywki. Drużyna Brazylii od początku ruszyła do zdecydowanego ataku i Leonidas w 93 i 104 minucie zdobył dwie bramki. Polacy jednak nie odpuścili i w 118 minucie kontaktowego gola kolejny raz tego dnia strzelił Wilimowski. Atakowali do końca. Dobrą sytuację do wyrównania miał Gerard Wodarz. Chwilę po nim w poprzeczkę brazylijskiej bramki trafił Nyc. Brazylijczycy po desperackiej obronie dowieźli jednak swój wynik do końca wygrywając z Polakami 6:5.
Mecz przeszedł do legendy polskiej piłki nożne. Nigdy wcześniej ani później w historii piłki nożnej nie zdarzyło się, aby drużyna narodowa przegrała po zdobyciu tylu goli przez jednego zawodnika. Bezapelacyjnymi bohaterami spotkania byli oczywiście Wilimowski i Leonidas (któremu legenda przypisała grę na bosaka w drugiej połowie). Mimo przegranej i wyraźnie wytkniętych błędów („nerwowości i braku taktycznego rozumu”) polską drużynę oceniono w tym spotkaniu bardzo wysoko. W jednej z relacji autor opisywał trybuny szalejące z zachwytu nad świetnym widowiskiem, jakie obie drużyny zaprezentowały w tym meczu – „Jeśli może nie wszystko szło wedle ich życzenia, jeśli oczarowani grą Brazylijczyków neutralni widzowie gotowi byli przyznać im przewagę i zwycięstwo, to jednak muszą teraz obiektywnie przyznać, że ci Polacy to też diabły wcielone. By wyratować się z tak beznadziejnego położenia na to potrzeba silnej woli i ambicji i nerwów”. Cóż, można tylko marzyć o takiej woli, ambicji i nerwach dla naszej obecnej kadry.
Był to polski debiut na Mudialu. Rozpoczął się 5 czerwca 1938 roku o godz. 17.30 na stadionie Stade de la Meinau w Strasburgu. Polacy wystąpili w składzie: Edward Madejski (bramkarz), Władysław Szczepaniak, Antoni Gałecki (obrona), Wilhelm Góra, Erwin Nyc, Ewald Dytko (pomoc), Ryszard Piec, Leonard Piątek, Fryderyk Scherfke, Ernest Wilimowski, Gerard Wodarz (napastnicy). Brazylijską drużynę tworzyli: Batatais (bramkarz), Domingos da Guia, Machado (obrona), Afonsinho, Martim, Zeze Procopio (pomoc), Herkules, Peracio, Leonidas, Romeu, Lopes (napastnicy). Trenerem polskiej drużyny był Józef Kałuża, a brazylijskiej Adhemar Pimenta.
Początek meczu toczył się pod dyktando Brazylijczyków. Jak pisał polski komentator „Start Brazylijczyków był tak mocny, że beznadziejnym wydawał się wszelki wysiłek”. Pierwszą bramkę w 18 minucie strzelił dla Brazylii Leonidas. Pięć minut Batatais sfaulował na własnym polu karnym Wilimowskiego, i sędzia zarządził rzut karny. Wykonał go Scherfke wyrównując w ten sposób na 1:1. Do przerwy jeszcze dwie bramki zdobyli Romeu i Peracio. Na początku drugiej połowy Polacy grali defensywnie, ale szybko zmienili taktykę ze znakomitym rezultatem. W 53 minucie kolejnego gola strzelił Wilimowski, który następną bramką w 59 minucie wyrównał na 3:3. W 71 minucie polskiego bramkarza pokonał Peracio. Kiedy wydawało się, że zwycięstwo Brazylijczyków jest przesądzone Wilimowski strzelił swojego trzeciego gola doprowadzając do dogrywki. Drużyna Brazylii od początku ruszyła do zdecydowanego ataku i Leonidas w 93 i 104 minucie zdobył dwie bramki. Polacy jednak nie odpuścili i w 118 minucie kontaktowego gola kolejny raz tego dnia strzelił Wilimowski. Atakowali do końca. Dobrą sytuację do wyrównania miał Gerard Wodarz. Chwilę po nim w poprzeczkę brazylijskiej bramki trafił Nyc. Brazylijczycy po desperackiej obronie dowieźli jednak swój wynik do końca wygrywając z Polakami 6:5.
Mecz przeszedł do legendy polskiej piłki nożne. Nigdy wcześniej ani później w historii piłki nożnej nie zdarzyło się, aby drużyna narodowa przegrała po zdobyciu tylu goli przez jednego zawodnika. Bezapelacyjnymi bohaterami spotkania byli oczywiście Wilimowski i Leonidas (któremu legenda przypisała grę na bosaka w drugiej połowie). Mimo przegranej i wyraźnie wytkniętych błędów („nerwowości i braku taktycznego rozumu”) polską drużynę oceniono w tym spotkaniu bardzo wysoko. W jednej z relacji autor opisywał trybuny szalejące z zachwytu nad świetnym widowiskiem, jakie obie drużyny zaprezentowały w tym meczu – „Jeśli może nie wszystko szło wedle ich życzenia, jeśli oczarowani grą Brazylijczyków neutralni widzowie gotowi byli przyznać im przewagę i zwycięstwo, to jednak muszą teraz obiektywnie przyznać, że ci Polacy to też diabły wcielone. By wyratować się z tak beznadziejnego położenia na to potrzeba silnej woli i ambicji i nerwów”. Cóż, można tylko marzyć o takiej woli, ambicji i nerwach dla naszej obecnej kadry.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz