Bracia Adamowiczowie lądują w Warszawie (2 lipca 1934 r.).
Wśród
polskich zdobywców Atlantyku absolutnie szczególny przypadek stanowią
bracia Bolesław i Józef Adamowiczowie. Urodzili się na Wileńszczyźnie,
skąd jeszcze przed I wojną wyemigrowali do USA. Dorobili się tam (w
Nowym Jorku) niewielkiej wytwórni napojów chłodzących, gazowanych i wody
mineralnej. Planując wyprawę do Polski uznali, że najtaniej
wyjdzie zakup odpowiedniego samolotu i lot do kraju przodków przez
Atlantyk. Ich wybór padł na jednosilnikową Bellance. Ukończyli kurs
pilotażu, po którym potrafili wystartować, amatorsko nawigować i …
fatalnie lądować. Swoją maszynę nazwali początkowo „Orzeł Biały”, a
później „Warsaw”. Bracia jako amatorzy nie rozumieli, że ich pomysł
jest absolutnym szaleństwem (tym bardziej, że nie mieli ŻADNEGO
doświadczenia w długich lotach). Wystartowali 29 czerwca 1934 roku z
lotniska Harbour Grace, nie informując kogokolwiek o celu swojej
podróży. Chyba sama natura chciała im przeszkodzić, bo po drodze
spotykali mgły, grady, silne przeciwne wiatry i turbulencje. 30 czerwca
rano dostali się w strefę silnego zamarzania i samolot, pokryty warstwą
lodu zaczął gwałtownie opadać. To właśnie wtedy Józef przerażany
nieuchronną, jak się zdawało, katastrofą zapisał w dzienniku pokładowym
„Boże, zmiłuj się nad nami”. Rano 1 lipca dolecieli do Europy nie mając
żadnego pojęcia o tym, gdzie się znajdują (!). Wylądowali w St. Andre
we Francji, oczywiście uszkadzając podwozie. Po naprawie polecieli do
Paryża, gdzie na Le Bourget witano ich jak bohaterów. Potem ruszyli do
Polski.
Polscy zdobywcy Atlantyku. Od lewej: Bolesław Adamowicz,
Stanisław Skarżyński, Józef Adamowicz.
Przekonani o tym, że są już w kraju wylądowali na niemieckim
lotnisku Nadlitz – Thinenberg ….. kolejny raz uszkadzając podwozie. 2
lipca polecieli do Polski. Wylądowali w Toruniu … myśląc, że to
Warszawa. Aeroklub Warszawski wysłał im na pomoc Aleksandra Onoszkę.
Bracia poprosili go o pomoc w nawigacji. Tak wedle relacji Onoszki
wyglądało lądowanie w Warszawie: „ …. Wyobraźcie sobie (…) widzę na dole
mrowie ludzi, więc odchodzę daleko nad Okęcie, aby lądować na
Rakowieckiej, z dala od tłumów . Gdy jesteśmy nad środkiem lotniska
Mokotowskiego, jeden z Adamowiczów pyta zdenerwowany, gdzie się podziało
lotnisko? Nie widział w ogóle , ani pola, ani ludzi!”. Jak podsumował
to Witold Rychter „I tacy przelecieli Atlantyk! „Piloci”, którzy nie
umieli trafić z Torunia do Warszawy, choćby po Wiśle”. Warszawa
przyjęła tych nieprawdopodobnych szczęściarzy jak wielkich bohaterów, z
akademiami i przyjęciami na ich cześć, odznaczeniami, i artykułami na
pierwszych stronach gazet. Bracia byli z pewnością głęboko poruszeni
tak entuzjastycznym przyjęciem. Nie zapominali jednak o interesach.
Józef zapowiedział, że po powrocie dodadzą do swojej wody napis
„Zdobywcy Atlantyku”, co z pewnością będzie znakomitą reklamą. Bolesław w
przypływie szczerości przyznał, że już nigdy nie siądą za sterami
samolotu, bowiem po przeżyciach nad Atlantykiem mają dość latania do
końca życia. Bellanca Adamowiczów pozostała w Polsce. Przed wojną
została złożona w Muzeum Narodowym, gdzie zniszczył ją niemiecki nalot w
1939 r.
Powitanie Adamowiczów w Warszawie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz